210...210...210 .......... Joszu cały czas w piątek nawijał 210 (to tam oznaczyliście komuś narty swoim moczem?) ... ale iść 2 km w deszczu mu się nie chciało, więc flaszka na lepszy sen i kimanko. W sobotę obalilimy pyszną finlandię, zaczęliśmy jeszcze jakąś połówkę/żubrówkę i Joszu zwiał... ale i tak nie dotarł na 210
Dotarł. W końcu mu się udało, choć droga nie miała końca. "Magiczna" lodówa wyglądała dokładnie jak na podanej focie.
Stwierdziłem niestety brak kraciastej zawartości, aczkolwiek mniejsza półeczka sprawiła nieco frajdy.
W pt. bez parizola i łyżew na nogach nie miałbym najmniejszych szans przebyć takiego hektara w warunkach gołoledzi.